Barbara Tomaszewska "Turnus"
„Turnus” Barbary Tomaszewskiej to książka ze wszech miar dziwna i niełatwa w odbiorze.
Ilona P. posyła swoje alter ego, byłego policjanta Marka Konieczkę do sanatorium „Turnia” w Lądku Zdroju. Były stróż prawa ma za zadanie śledzić jej partnera Romana, którego Ilona podejrzewa o zdradę. Wszystko idzie zgodnie z planem, do momentu kiedy w ośrodku pojawia się osoba zamieszana w sprawę o kryptonimie „Pociąg”, nad którą niegdyś pracował Konieczko. Wówczas historia mocno się komplikuje...
Część powieści traktująca o samym pobycie w uzdrowisku z barwnymi opisami kuracjuszy, zabiegów i rozrywek niewątpliwie miała swój urok. Autorce udało się wiernie oddać klimat tych postkomunistycznych reliktów przeszłości, z wieczorkiem zapoznawczym, tańcami w rytmie przebojów Don Vasyla, wieczorkiem kulturalnym, kąpielami w wannie wypełnionej borowiną, romansami, kłótniami i nędznymi posiłkami. I gdyby całość powieści traktowała tylko o tym, to byłaby to całkiem przyjemna, arcyzabawna powieść niejako obyczajowa. Autorka jednak, równie dużo miejsca poświęciła dramatowi Ilony i jej alter ego.
Całość utworu utrzymana została w konwencji groteskowej; tragizm miesza się z komizmem, fantastyka z realizmem, piękno z brzydotą. O ile ta konwencja sprawdza się w opisach kuracjuszy i samej „Turni”, daje mnóstwo uciechy i wywołuje niekontrolowane wybuchy śmiechu to już w odniesieniu do targanej wewnętrznymi rozterkami Ilony i jej niezwykłego alter ego – niekoniecznie.
Marek Konieczko pracujący nad rozwiązaniem, spędzającej mu sen z powiek od lat, sprawy o kryptonimem „Pociąg” wyposażony został przez Autorkę w nadprzyrodzone moce. Posiada dar widzenia trzeciej strony kartki oraz dar przechwytywania cudzych myśli. Oniryzm, groteska i zjawiska paranormalne to już, jak dla mnie, trochę za dużo. Momentami było naprawdę mocno niestrawnie. Ilość podtekstów i ukrytych znaczeń przyprawiała mnie wprost o ból głowy.
Przyznać jednak muszę, że finalnie jestem w stanie wiele Autorce wybaczyć. Wszystkie te zabiegi posłużyły bowiem do ukazania wewnętrznej przemiany bohaterów. Do zrozumienia przez nich, że choć są w kwiecie wieku, z bogatym bagażem doświadczeń to zmiana sposobu myślenia, postrzegania świata, ludzi, a przede wszystkim samych siebie jest konieczna i niezbędna, aby mogli żyć pełną piersią.
Choć droga do odkrycia tej głęboko ukrytej pod płaszczem groteski, oniryzmu i nadprzyrodzonych zjawisk prawdy wiodła niekiedy przez mękę to ostatecznie uważam, że było warto. Nie są to może jakieś wyżyny literatury, a książki nie wpiszę na listę ulubionych, ale mimo wszystko myślę, że czas który jej poświęciłam, nie był czasem straconym.
Część powieści traktująca o samym pobycie w uzdrowisku z barwnymi opisami kuracjuszy, zabiegów i rozrywek niewątpliwie miała swój urok. Autorce udało się wiernie oddać klimat tych postkomunistycznych reliktów przeszłości, z wieczorkiem zapoznawczym, tańcami w rytmie przebojów Don Vasyla, wieczorkiem kulturalnym, kąpielami w wannie wypełnionej borowiną, romansami, kłótniami i nędznymi posiłkami. I gdyby całość powieści traktowała tylko o tym, to byłaby to całkiem przyjemna, arcyzabawna powieść niejako obyczajowa. Autorka jednak, równie dużo miejsca poświęciła dramatowi Ilony i jej alter ego.
Całość utworu utrzymana została w konwencji groteskowej; tragizm miesza się z komizmem, fantastyka z realizmem, piękno z brzydotą. O ile ta konwencja sprawdza się w opisach kuracjuszy i samej „Turni”, daje mnóstwo uciechy i wywołuje niekontrolowane wybuchy śmiechu to już w odniesieniu do targanej wewnętrznymi rozterkami Ilony i jej niezwykłego alter ego – niekoniecznie.
Marek Konieczko pracujący nad rozwiązaniem, spędzającej mu sen z powiek od lat, sprawy o kryptonimem „Pociąg” wyposażony został przez Autorkę w nadprzyrodzone moce. Posiada dar widzenia trzeciej strony kartki oraz dar przechwytywania cudzych myśli. Oniryzm, groteska i zjawiska paranormalne to już, jak dla mnie, trochę za dużo. Momentami było naprawdę mocno niestrawnie. Ilość podtekstów i ukrytych znaczeń przyprawiała mnie wprost o ból głowy.
Przyznać jednak muszę, że finalnie jestem w stanie wiele Autorce wybaczyć. Wszystkie te zabiegi posłużyły bowiem do ukazania wewnętrznej przemiany bohaterów. Do zrozumienia przez nich, że choć są w kwiecie wieku, z bogatym bagażem doświadczeń to zmiana sposobu myślenia, postrzegania świata, ludzi, a przede wszystkim samych siebie jest konieczna i niezbędna, aby mogli żyć pełną piersią.
Choć droga do odkrycia tej głęboko ukrytej pod płaszczem groteski, oniryzmu i nadprzyrodzonych zjawisk prawdy wiodła niekiedy przez mękę to ostatecznie uważam, że było warto. Nie są to może jakieś wyżyny literatury, a książki nie wpiszę na listę ulubionych, ale mimo wszystko myślę, że czas który jej poświęciłam, nie był czasem straconym.



Komentarze
Prześlij komentarz