Przemysław Piotrowski "Sfora"
„Sfora” to druga część trylogii Przemysława Piotrowskiego, po którą sięgnęłam natychmiast po przeczytaniu „Piętna”.
Zimową porą, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, w Zielonej Górze znaleziona zostaje ręka, a wkrótce także zmasakrowane, rozszarpane przez wilki ciało zakonnicy. Na miasto pada blady strach, tym bardziej, że świadkowie wspominają o tym, że w pobliżu miejsca zbrodni widzieli wilkołaka. Dodatkowo okazuje się, że znaleziona ręka nosi ślady ludzkich zębów. Czyżby w mieście grasował kanibal? Inspektor Czarnecki rezygnuje z urlopu, aby poprowadzić tę sprawę. Nikogo pewnie nie zaskoczy fakt, że do pomocy zaprasza Igora Brudnego, któremu naturalnie towarzyszy Julia Zawadzka. Podobnie jak w poprzedniej części, rozwiązanie zagadki ma związek z przeszłością warszawskiego komisarza.
„Sfora” to ciąg dalszy traumy jaką siostry Hieronimki zafundowały swoim podopiecznym. Tym razem autor skupia się na gehennie nastoletnich dziewczynek. Odnoszę wrażenie, że opisy zbrodni są jeszcze mocniejsze i dosadniejsze niż w „Piętnie”, a bestialstwo i okrucieństwo siostry Gwidony przekracza wszelkie granice.
W tej części bohaterowie Piotrowskiego nabierają ludzkich rysów. Nie są tylko maszynami do rozwiązywania kryminalnych zagadek, posiadają rodziny, partnerów, potomstwo. Mają problemy z dorastającymi dziećmi, z budowaniem trwałych relacji, a co ważniejsze bywają zmęczeni, bezradni i zdarza im się popełniać błędy.
Świetna okładka i zdecydowanie lepiej niż w „Piętnie” skonstruwane dialogi.
Niestety zabrakło mi tutaj elementu zaskoczenia. Zakończenie dające się przewidzieć już od mniej więcej połowy książki, brak dynamicznej akcji i jej zaskakujących zwrotów - to sprawia, że „Sfora” mnie rozczarowała.
Mam nadzieję, że „Cherub” okaże się lepszy.



Komentarze
Prześlij komentarz