Rachel Joyce "Marzenie panny Benson"

 


Dziesięcioletnia Margery Benson miała marzenie. Chciała odnaleźć złotego chrząszcza. Czterdziestosześcioletnia panna Benson uświadamia sobie, że to ostatni moment, aby zrealizować to dziecięce pragnienie. Porzuca posadę nauczycielki i rozpoczyna przygotowania do dalekiej wyprawy. Brak doświadczenia i nieznajomość języka francuskiego zmuszają ją do zatrudnienia asystentki. Enid Pretty, spowita w róż drobna blondynka, to najmniej odpowiednia osoba na to stanowisko, jednak zrządzenie losu sprawia, że to z nią Margery zmuszona jest wyruszyć w podróż do Nowej Kaledonii. Podróż, która na zawsze zmieni jej życie. 


„Marzenie panny Benson” to miała być „brawurowa opowieść o sile kobiecej przyjaźni”, ale w moim odczuciu, coś poszło bardzo nie tak. 


Przede wszystkim fabuła powieści ze strony na stronę staje się mniej prawdopodobna, z czasem – wręcz absurdalna. Autorka wyposażyła swoje bohaterki w takie zestawy cech i życiowych doświadczeń, że niezwykle trudno jest się z nimi identyfikować. Margery i Enid różni wszystko: wygląd zewnętrzny, poziom wykształcenia, typ osobowości, przeszłość, marzenia i oczekiwania wobec życia i innych ludzi. Tak silny kontrast wnosi sporo humoru, ale jednocześnie sprawia, że zupełnie nieprawdopodobne wydaje się wspólne egzystowanie bohaterek, a cóż dopiero przyjaźń, która z czasem je połączy. Całość ratuje nieco zakończenie, ale jednak nie na tyle, aby przymknąć oko na wcześniejsze absurdy. 


Doceniam to, co Autorka starała się przekazać między wierszami. Z pewnością warto podążać za marzeniami, pokonywać własne słabości i ograniczenia, szczególnie, że często tworzymy je sami, we własnej głowie. Joyce przekonuje, że nie należy oceniać ludzi po pozorach, że siłą jest kobieta, a dzięki wsparciu innych możemy osiągnąć więcej. Czułabym się jednak mocniej przekonana gdyby przedstawiona historia była bardziej prawdopodobna, a jej główne bohaterki mniej przerysowane. 

Komentarze

Popularne posty