Krystyna Mirek "Flowers"
„W przysiędze małżeńskiej jest napisane, że ludzie zobowiązują się zostać ze sobą na dobre i na złe. Tylko że w niektórych przypadkach to dobre nigdy nie następuje”.
„Bo choć słowa to nie pięści, jednak mocno i głęboko wnikają w serca ludzi. Są jak noże. Bywa, że jeszcze bardziej niebezpieczne”.
Wesoła okładka i opis wydawcy zapowiadały lekturę lekką, łatwą i przyjemną, ale jak powszechnie wiadomo – pozory mylą. „Flowers” to z jednej strony historia przypadkowego spotkania dwójki ludzi mocno poturbowanych przez los, szukających wsparcia i zrozumienia, z drugiej opowieść o codziennym życiu z osobą z narcystycznym zaburzeniem osobowości. Krystyna Mirek uchyla przed czytelnikiem drzwi do domu, w którym – choć wygląda na dostatni i szczęśliwy – rządzi strach, poniżenie, przemoc finansowa i emocjonalna. Ukazuje również konsekwencje życia i dorastania w środowisku naznaczonym przemocą.
Mogłabym się czepiać, że Autorka nie pokusiła się o głębszą analizę psychologiczną stworzonych przez siebie postaci, że chwiejność emocjonalna Violi była niekiedy trudna do zniesienia, fabuła przewidywalna, a zakończenie nieco na siłę optymistyczne, przez co mało wiarygodne, ale myślę, że ważniejsze jest to, co Krystyna Mirek chciała czytelnikom poprzez tę historię przekazać.
Mimo że dotyka trudnych tematów, „Flowers” to powieść o bardzo pozytywnym wydźwięku. Pokazująca, że bolesne doświadczenia uwrażliwiają na krzywdę innych, że w życiu nie ma przypadków, a los, w odpowiednim momencie, stawia na naszej drodze ludzi, którzy potrafią otworzyć nam oczy na prawdę i stać się zarzewiem pozytywnych zmian.
Powieść o odwadze, bezinteresownej pomocy i przyjaźni. Historia, która krzepi i daje nadzieję.
(współpraca reklamowa z wydawnictwem Luna)
Komentarze
Prześlij komentarz